Zawsze oceniałem ten film jako arcydzieło kina (10/10), ale różnie to bywa po latach, gdy człowiek dorośnie i zmieni podejście do wielu spraw.
Wczoraj miałem okazję zobaczyć go po raz pierwszy na dużym ekranie, gdyż w dniu premiery byłem jednak trochę za młody.
Powiem, że po seansie nadal nie zmienię tej oceny nawet o oczko. Niech taka pozostanie.
Brud tego świata, brutalność, ale również ludzkie rozterki czy starzenie się i porównanie go z młodoscią to obok wspaniałych aktorów i ich kreacji główne plusy obrazu Clinta Eastwooda.
Nie muszę chyba wspominać o nieśmiertelnym Morganie Freemanie oraz jakże wspaniałym Gene'ie Hackmanie, którego młodsze pokolenie może już nie kojarzyć, a którego charyzma pozostanie w mojej pamięci po wsze czasy.
Doświadczenie tego ciężkiego klimatu w sali kinowej było naprawdę super przeżyciem.