Po obejrzeniu tego filmu mam mieszane odczucia. Momentami mnie nudził, miałem wrażenie, że film męczy się sam sobą. Przed obejrzeniem "Bez przebaczenia" zapoznałem się z trylogią "Za garść dolarów", "Za kilka dolarów więcej", "Dobry, zły i brzydki". W skrócie Trylogia dolarowa zrobiła na mnie o wiele lepsze wrażenie. Zdaję sobie sprawę, że "Bez przebaczenia" i wcześniej wymienioną trylogię dzieli ponad 20 lat i z założenia to miał być trochę inny western, w którym zamiast po prostu zabijać dla pieniędzy, główny bohater skupia się trochę bardziej na swoich przeżyciach wewnętrznych wynikających z utraty ukochanej, całokształt wypada średnio. Ponadto sama historia o okaleczonej prostytutce zdaje się być trochę naciągana.
Mam świadomość, że niektórzy widząc reżyserie i obsadę, a konkretnie Clinta Eastwooda i Morgana Freemana już na starcie dają filmowi 8 przed obejrzeniem, jednak moim zdaniem "Bez przebaczenia" na taką notę nie zasługuje.
Poza tym w filmie brakowało mi nieco westernowego klimatu.
Pisząc odpowiedzi proszę pamiętać, że to tylko moja osobista opinia.
Zapraszam do dyskusji :)
Ten film to gra na emocjach. Jak w to nie wejdziesz, to Ci nie zagra. Strzelanina w barze, po tym wszystkim, jak znajdziesz w sobie troche empatii...
Też na początku miałem mieszane uczucia i wiele lat go nie oglądałem w całości ale dopiero po 2 dekadach go doceniłem mając może 33 lata. Bo też w między czasie wychodziło mnóstwo dobrych filmów . Ale po latach obejrzałem go przypadkiem w całości i mi się spodobał. Czyli trzeba dojrzeć do niektórych filmów.
Film ma bardzo fajne dialogi i czarny humor oraz aktorów ale uwaga ...tutaj bardzo ważny jest lektor, bo widziałem kilka wersji i niektóre są schrzanione. Ogólnie zaszokowało mnie to że jest już dość starym filmem, a wydawało mi się że był nakręcony jakoś w 2001 r. Ale ten czas leci...